KONFERENCJA – 12 sierpnia
Oto czasami występująca sytuacja w naszych kościoła w czasie niedzielnej Mszy św.: skończyła się Komunia św. Kapłan wyśpiewał modlitwę po Komunii. Zgromadzeni odpowiedzieli: Amen. I w tym momencie kilka osób zerwało się z ławek i wyszło z kościoła. A przecież to jeszcze nie koniec, Msza św. jeszcze się nie skończyła. Jeszcze będą ogłoszenia i… błogosławieństwo na zakończenie Mszy św.
Przykazanie, które przyprowadziło ludzi do kościoła nakazuje „uczestniczyć we Mszy św.”. W całej Mszy św.! Mszę św. kończy bardzo cenny dla każdego wiernego akt – błogosławieństwo udzielane przez kapłana w Imię Boże!
Błogosławieństwo w Biblii oznaczało życzenie a czasami także powinszowanie. Znane jest błogosławieństwo ze Starego Testamentu, które Pan nakazał Aaronowi wygłaszać nad społecznością Izraela: „Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem” (Lb 6, 24-25).
Najbardziej znane błogosławieństwa zostały ogłoszone przez Jezusa, z których osiem odnotował Ewangelista Mateusz (Mt 5,3n), a cztery Ewangelista Łukasz (Łk 6,20n).
Słowa „błogosławić”, „błogosławieństwo” występują w Piśmie Świętym około 410 razy. Według oryginału znaczą „szczęśliwy”, jak na przykład w Kazaniu na górze (Mt 5, 1-12). Jednak słowo „błogosławieni” przetłumaczone jako „szczęśliwi” nie do końca jest trafne. W języku greckim użyto słowa makarios, które oznacza na przykład „taki stan, w którym wszystko się układa” lub „tych, którym naprawdę dobrze się powodzi”. Można by było powiedzieć, że „błogosławiony” to taki człowiek, który niezależnie od sytuacji, w jakich się znajduje, zawsze jest szczęśliwy, wszystko mu sprzyja. Najlepszym tłumaczeniem tego słowa byłoby: obdarzony powodzeniem.
Ci, o których mówią ewangeliczne błogosławieństwa, nie są błogosławieni ze względu na sytuację w której się znajdują, ale z powodu Jezusa. Ludzie nie otrzymują błogosławieństwa tylko dlatego, że są ubodzy w duchu, prześladowani itd. Liczy się nie tyle ich stan, ale to, że nie są odcięci od Boga. Okoliczności życiowe, które Jezus nazywa błogosławionymi, są powszechnie uważane za wszystko, tylko nie za błogosławieństwo. Jezus jednak pokazuje nam, że i w takich sytuacjach ludzie są błogosławieni.
Benedicere – błogosławić, życzyć komuś dobrze… Każdy z nas pamięta różne specjalne błogosławieństwa, które otrzymał w swoim życiu. Bardzo mocno przeżywaliśmy błogosławieństwa księdza biskupa, lub to, którego udzielał nam na Błoniach Siedleckich drżącym głosem św. Jan Paweł II. Małżonkowie pamiętają błogosławieństwo, które otrzymali na zakończenie Mszy św., kiedy ślubowali sobie „miłość, wierność i uczciwość małżeńską.” Kapłani pamiętają, jak pierwszy raz, po zakończonej Mszy św. prymicyjne udzielali błogosławieństwa, do którego przyłączony jest odpust papieski.
Błogosławieństwo na zakończenie Mszy św. z rozesłaniem to nie tylko czynność kończąca Eucharystię, ale to także zlanie na każdego z nas od Boga w Trójcy Świętej Jedynego wielu łask na bycie świadkiem Jezusa we współczesnym świecie, po wyjściu z kościoła.
Z końcowym błogosławieństwem związane jest życzenie, aby trwać w pokoju Chrystusa. O tym radosnym, Bożym pokoju, była mowa już wcześniej, tuż przed tym, jak uczestnicy Mszy św. przekazywali sobie znak pokoju. To powtórzenie prawdy o pokoju ma nam przybliżyć istotną myśl, że po wspólnej modlitwie na Mszy św. wychodzimy bogatsi o Chrystusowy pokój, który zagościł w naszych sercach.
Końcowe błogosławieństwo czynione jest w imię Wszechmogącego Boga. Z tym błogosławieństwem idziemy do domu, a z nami idzie nasz Pan. Wszystko odtąd może być inne – pod warunkiem że z wiarą je przyjmujemy i wprowadzamy w życie. Jesteśmy przez Pana pobłogosławieni. Wszystko teraz zacznie się zmieniać. Wierzę w to. Ufam Ci, Jezu. To bardzo pomaga.
Formułę błogosławieństwa poprzedza ostatnie już raz wezwanie na Mszy św. „Pan z wami”. Następnie kapłan, który przewodniczy Mszy św. mówi: „Niech was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn, i Duch Święty”. Kreśli on wtedy nad zgromadzonymi w kościele znak krzyża. Wierni w tym czasie żegnają się i odpowiadają: „Amen”. Czasami zdarza się, że kapłan przed błogosławieństwem odmawia krótką modlitwę nad wiernymi, która jest poprzedzona słowami: „Pochylcie głowy na błogosławieństwo”. W niedzielę i większe uroczystości błogosławieństwo przybiera bardziej podniosłą formę. Właśnie wtedy celebrans wypowiada potrójne, krótkie formuły, przez które wyprasza u Boga różne okolicznościowe łaski, na które zawsze odpowiadamy: „Amen”.
Podczas błogosławieństwa ludzie pozostają w postawie stojącej z lekko pochylonymi głowami. W czasie, kiedy błogosławieństwa udziela papież lub nawet biskup czasami odczuwa się spontaniczną potrzebę uklęknięcia.
Mszał rzymski przewiduje błogosławieństwa na różne okresy liturgiczne oraz wydarzenia:
- Błogosławieństwo pontyfikalne – uroczysta forma błogosławieństwa zarezerwowana dla biskupa.
- Błogosławieństwa na różne okresy liturgiczne, udzielane: w adwencie, w Narodzenie Pańskie, na początku roku kalendarzowego, w Objawienie Pańskie, o Męce Pańskiej (szczególnie może być ono używane w czasie Wielkiego Postu), na Wigilię Wielkanocną i w dniu Wielkanocy oraz w okresie wielkanocnym, na Wniebowstąpienie Pańskie, o Duchu Świętym.
- Błogosławieństwa w liturgicznych dniach świętych: o NMP, o aniołach, o świętych apostołach Piotrze i Pawle, o apostołach, o męczennikach, o pasterzach, o doktorach Kościoła, o dziewicach, o jednym lub wielu świętych.
- Błogosławieństwa na różne okoliczności np. na poświęcenie kościoła lub w Mszach świętych za zmarłych.
Daje się także zauważyć praktykę błogosławienia dzieci podczas rozdzielania komunii świętej. Ta praktyka błogosławienia dzieci podczas rozdzielania komunii świętej jest nadużyciem liturgicznym. Każda czynność w liturgii, szczególnie podczas Mszy św., ma swoje znaczenie i nie może być łączone z inną czynnością. Nie można jednocześnie czytać czytania i śpiewać psalmu. Każda czynność ma swoje właściwe miejsce w liturgii. Czym innym jest czynność rozdzielania komunii św., a czym innym obrzęd błogosławieństwa. Stąd Ksiądz Arcybiskup Stanisław Gądecki przypomniał, że nie wolno podczas rozdzielania Komunii świętą, zwłaszcza, że jest to czynność wymagająca szczególnej czci i szacunku, wykonywać innej czynności, w tym błogosławić dzieci. Właściwym miejscem na indywidualne błogosławieństwo dla dzieci jest koniec Mszy św. Ponadto szacunek dla Najświętszego Sakramentu wymaga, aby kapłan rozdzielający Komunię świętą, który na palcach ma cząsteczki Pana Jezusa, niczego nie dotykał zanim nie obmyje palców w naczynku zwanym vasculum.Wyraża się tutaj wiara, że Jezus jest obecny cały, nawet w najdrobniejszej cząsteczce konsekrowanej hostii.
Ksiądz Arcybiskup przypomina rodzicom, iż mają prawo błogosławić swoje dzieci. Rodzice mogą uczynić znak krzyża na czole swojego dziecko także bezpośrednio po tym, jak sami przyjmą Komunię św.
Błogosławieństwo kapłana w trakcie liturgii czy innych obrzędów jest dla nas katolików oczywiste. Rzadziej stosowane są inne formy błogosławieństwa – dzieci przez rodziców, rodziców przez dzieci, małżonków nawzajem, pokarmów, domu, dewocjonaliów, pojazdów, siebie samego, a także przed ważnymi wydarzeniami np. przed podróżą, operacją, egzaminem.
Błogosławieństwo towarzyszy człowiekowi od dawna, kiedyś było czymś naturalnym teraz coraz rzadziej można spotkać znaczenie krzyżem chleba, czy święcenie samochodów by bezpiecznie służyły człowiekowi. Najczęściej słyszy się o błogosławieństwie narzeczonych przed przyjęciem Sakramentu Małżeństwa, kiedy rodzice udzielają swojego błogosławieństwa swoim dzieciom, które za chwilę wstąpią w sakramentalny związek małżeński.
Czasami może pojawiać się w nas pewien opór przed błogosławieniem, że nie jestem kapłanem, biskupem, papież. A jednak każdy z nas jest kimś szczególnym, zwłaszcza w powołaniu do małżeństwa czy rodzicielstwa! Rodzice, których Stwórca zaprosił do współpracy przy przekazywaniu życia, odgrywają wobec małego człowieka znaczącą rolę. To właśnie jest źródło ich rodzicielskiego autorytetu. Z tego samego powodu ich błogosławieństwo ma szczególną wartość. Właśnie dlatego rodzice uroczyście błogosławią dziecko przed chrztem i ślubem. Warto to robić również w innych ważnych okolicznościach życia, np. przed I spowiedzią i Komunią świętą czy bierzmowaniem. A mniej uroczyście – na co dzień.
Błogosławieństwo wykonywane z miłością i wiarą ma ogromną moc, może nawet odwrócić skutki przekleństwa, którego w obecnych czasach nie brakuje. Dzięki temu uzdrawia relacje z innymi ludźmi. Jeśli błogosławimy innych sami też otwieramy się na dobro, które Pan Bóg dla nas przygotował. I oczywiście, niestety odwrotnie: jak wielką moc ma błogosławieństwo rodziców, tak i negatywnie, wielką moc ma przekleństwo wypowiadane przez ojca i matkę nad swoim dzieckiem. Zwłaszcza wtedy, kiedy są to słowa rzucane bez większego zastanowienia, w amoku nerwów i emocji. Jest to jakby „zapraszanie” złego ducha. Konsekwencje takich słów są często noszone przez dzieci bardzo długo, niejednokrotnie nawet i w dorosłym życiu.
Błogosławieństwo nie jest czynnością magiczną. Błogosławienie kogoś jest modlitwą do Boga o łaski dla danej osoby. Rodzic, który kreśli znak krzyża nad głową dziecka, nie może spowodować tego, żeby omijały je zderzaki piratów drogowych, pokusy, wściekłe psy i koszmary nocne. Ale może prosić. Modlitwa za dzieci – niekoniecznie modlitwa błogosławieństwa – to jeden z najważniejszych obowiązków rodziców. Także wtedy, kiedy dzieci będą już dorosłe.
Błogosławieństwo nie jest sprawą błahą. Bohaterowie Starego Testamentu rozumieli to chyba lepiej niż my, bo usilnie zabiegali o błogosławieństwa i chętnie błogosławili. Np. Jakub walczył o nie z aniołem i powiedział: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz” (Rdz 32, 26-29). Wierzyli też, że rodzicielskie błogosławieństwo jest nieodwołalne i ma większą moc niż jakiekolwiek przekleństwo.
Nie szczędźmy błogosławieństwa dzieciom. Nie zachowujmy go na specjalną okazję. Każda okazja jest dobra by błogosławić dzieci. Sen, wyjście z domu, powrót do domu. Niech dzieci udają się na nocny spoczynek pobłogosławione z krzyżykiem na czole od rodzicom.
„Szybki krzyżyk” to żadna modlitwa – powie ktoś. Faktycznie, takie gesty nie są skomplikowanym rytuałem. I z pewnością nie zastąpią innych rodzajów modlitwy. Ale jeśli czasem pobłogosławisz swoje dzieci w pośpiechu, to czy błogosławieństwo wtedy nie ma znaczenia? „Ojcze nasz” też nie zawsze odmawiamy tak, jak powinniśmy. Może nawet do śmierci nie uzyskamy pełnej doskonałości w skupieniu podczas Mszy świętej. Ale mimo to Bóg nie przekreśla moich starań, a nawet usilnie zachęca mnie do modlitwy. Warto korzystać z tego zaproszenia jak najczęściej.
Kard. Józef Ratzinger w „Duchu liturgii” pisał tak: Nigdy nie zapomnę pobożności i pieczołowitości, z jakimi moi rodzice błogosławili znakiem krzyża nas, swoje dzieci, gdy wychodziliśmy z domu; a gdy żegnaliśmy się na dłużej, rodzice kreślili nam znak krzyża wodą święconą na czole, wargach i piersi. To błogosławieństwo towarzyszyło nam, i wiedzieliśmy, iż ono nas prowadzi. Było to unaocznienie modlitwy rodziców, która szła z nami, i wyraz pewności, że opiera się ona na błogosławieństwie Zbawiciela. Błogosławieństwo rodziców było równocześnie swoistym zobowiązaniem nas do nieopuszczania przestrzeni tego błogosławieństwa. Błogosławieństwo jest gestem kapłańskim i w tym znaku krzyża odczuwaliśmy kapłaństwo rodziców, jego szczególną godność i moc. Myślę, że błogosławienie znakiem krzyża jako pełnoprawny wyraz kapłaństwa powszechnego wszystkich ochrzczonych powinno na nowo i z większą siłą wkroczyć do codziennego życia i nasycić je mocą Chrystusowej miłości.
Również małżonkowie mogą siebie nawzajem błogosławić. Przez tę modlitwę będą sprowadzać Boga w życie ukochanej osoby. Może temu towarzyszyć gest nałożenia rąk na głowę współmałżonka, połączony z modlitwą dziękczynną za dar miłości małżeńskiej, przeproszenia za grzechy wobec współmałżonka oraz prośby, by Bóg, który połączył ich przez sakrament małżeństwa wzmacniał miłość, wierność i uczciwość ślubowaną przed ołtarzem. A zakończyć to można prośbą o wspólne dojście do społeczności zbawionych w niebie.
Po otrzymaniu błogosławieństwa na koniec Mszy św., wychodząc z kościoła (przy wejściu także), zanurzamy dłoń w kropielnicy, umieszczonej przy kościelnych drzwiach. Dobrym pomysłem jest zawieszenie przy drzwiach do domu podobnej kropielnicy z wodą święconą i wyrobienie w sobie nawyku żegnania się przed wyjściem z domu. Taki gest bardzo wchodzi w krew i potem człowiek czuje się wręcz dziwnie jeśli się nie przeżegnał przed wyjściem.
Ludzie – starym zwyczajem – zawieszają je tuż przy wejściu do domu. I – zgodnie z powiedzeniem „Bez Boga ani do proga” – wychodząc i wracając, święconą wodą kreślą na ciele znak krzyża. Egzorcyzmują siebie i przestrzeń, przyzywając Bożej opieki i dziękując Mu za dobrze przeżyty dzień poza domem. Może nawet wypowiadają słowa wyuczonej w dzieciństwie przez babcię lub dziadka modlitwy: „Zawsze, gdy wychodzę z domu, krzyż na piersi znaczę sobie, bym pod Boga był opieką, wtedy złego nic nie zrobię”.
Zawieszenie w domu kropielniczki powoli przestaje być wstydliwe. Nie jest ona też traktowana jako zwyczajna ozdoba. Domownicy doskonale wiedzą, jaka jest wymowa związanych z nią rytuałów. Znają je i świadomie stosują w swoim życiu – zwłaszcza kiedy dbają, żeby nie przynosić do domu nerwów, złości i zła. Woda święcona ma moc zmycia z człowieka brudu tego świata, grzechu, pokus (kapłan podczas obrzędu jej poświęcenia odmawia egzorcyzm przeciw złym duchom i dodaje soli egzorcyzmowanej, którą stosuje się do ochrony domów, mieszkań, zabudowań gospodarczych oraz pól, gdy zachodzi domniemanie, że mogą być pod działaniem złego ducha). Chroni też od waśni rodzinnych czy nieporozumień sąsiedzkich.
Pokropienie się wodą święconą przypomina, że zostaliśmy odkupieni przez chrzest. Przypomina, że możemy żyć jak „nowi ludzie” – „odrodzeni z wody i z Ducha Świętego” (J 3, 5) Dzięki temu stale pamiętamy, żeby chronić naszą duszę od grzechów powszednich. Oczywiście łaska nie działa automatycznie, wykonanie samego znaku to za mało, aby odczuć jego moc, potrzebna jest postawa wiary – autentycznego świadectwa.
Kropielnica ma swój pierwowzór w Starym Testamencie: miedziany basen stojący przed Przybytkiem służył do rytualnych obmyć kapłanów i lewitów. Również Jezus, wstępując po chrzest do Jordanu, uświęcił wodę, potwierdzając jej moc oczyszczania z grzechu. Stąd też bywa, że kropielnica ma kształt muszli, za pomocą której – wedle tradycji – Jan chrzcił w Jordanie. Czasami naczynie na wodę wkomponowane jest w postać ukrzyżowanego Chrystusa albo modlącą się Matkę Boską, najczęściej jednak podtrzymuje je w rękach Anioł Stróż.
Warto pamiętać o wadze i znaczeniu błogosławieństwa udzielanego na zakończenie Mszy św. Nie rezygnować z niego. Jest ono nam potrzebne! Nie traćmy go przez nie uczestniczenie w całej Mszy św.
Błogosławić innej osobie można też modląc się za nią i prosząc o pomyślność dla niej. Taka modlitwa, tym wartościowsza jeśli relacja z tą osobą jest trudna, oczyszcza też nasze serce, usposabia do chrześcijańskiej miłości, która kocha „pomimo”, wybacza i nie chowa urazy.
Błogosławieństwo jest bezcenne. Kiedy błogosławieństwa rozesłania udziela kapłan, który przez święcenia występuje jako alter Christus, błogosławieństwo otrzymujemy od samego Boga. Gdyby to Pan Jezus czekał w gotowości do udzielenia błogosławieństwa pod koniec Mszy św., nie poczekalibyśmy na nie?
W dzisiejszym świecie jesteśmy wręcz bombardowani złem, obscenicznością. To co kiedyś szokowało dziś staje się częścią codzienności. Tym większe znaczenie ma mocne trzymanie się Chrystusa, by nie dać się porwać nurtowi pseudonormalności. Znak krzyża i błogosławieństwo niech będą naszym chlebem powszednim. To jest najlepsze lekarstwo na duchowe strapienia i nie ma ryzyka przedawkowania. Efektem ubocznym może być życie wieczne.