KONFERENCJA – 2 sierpnia

W jednym ze swoich wierszy Edward Stachura powtarzał jak mantrę słowa: „Wędrówką życie jest człowieka”. Pobieżne tylko spojrzenie na rzeczywistość potwierdza słowa poety. Nieustannie jesteśmy w drodze. I świat także. Dokonujące się przemiany sprawiają, że nigdy nie powraca chwila i zdarzenie. Choć może w przybliżeniu jesteśmy w stanie porównać zjawiska dziejące się dokoła nas, to jednak zdajemy sobie sprawę, że nic nie jest już takie samo. Nieustannie świat i my rozpięci jesteśmy między przeszłością a przyszłością. A ponieważ nie możemy cofnąć się do tego, co już jest za nami, wytężamy wzrok do tego, co jest przyszłością. W tym tkwi największe pytanie człowieka: Co jest celem mojego istnienia? podejmowane przez nas wysiłki w całym naszym życiu stanowią próbę odpowiedzi na to pytanie. Podejmowane decyzje, marzenia motywujące nas w życiu, plany krótko- i dalekosiężne, idee „ponadczasowe” wyrażają tęsknotę człowieka za celem. By iść drogą i żyć pełnią życia człowiek potrzebuje celu ostatecznego. Tymczasem ten jest dla nas nieustanną tajemnicą. Nikt z nas nie jest w stanie owego celu uchwycić, bo przecież każdy żyje tylko w określonym wycinku dziejów. Alfa, a zwłaszcza Omega świata są całkowicie poza naszymi możliwościami poznawczymi. Są Tajemnicą.

Tajemniczość owa potęguje się jeszcze bardziej przez fakt, iż sami dla siebie jesteśmy zagadką. Gdy narodził się w rodzinie Zachariasza i Elżbiety chłopiec, któremu dano na imię Jan, wówczas wszyscy zadawali sobie pytanie: Kimże będzie to dziecię? Pytanie to nie stanowiło jedynie prostej niewiadomej co do toku losów małego członka ludzkiej społeczności, ile raczej stawiało kwestię samego człowieczeństwa. Człowiek w swoim rozwoju nie przechodzi tylko faz fizycznych czy biologicznych stadiów, ale ukazuje siebie jako człowieka rozwijając jedyne w swoim rodzaju zdolności, szczególnie uwydatniające się w pragnieniu zrozumienia siebie i świata oraz w dokonywaniu własnych wolnych wyborów. Używając pewnej frazy z nauczania św. Jana Pawła II: „człowiek coraz bardziej staje się człowiekiem”. I właśnie w tym stawaniu się tkwi źródło największej tajemnicy. Jej zgłębianie jest zarazem fascynujące i przerażające. Mickiewicz w „Dziadach” pisał wyraźnie: „Człowieku, gdybyś wiedział jaka twoja władza (…) Jak gromu żywioły, tak czekają twej myśli szatan i anioły”. Człowiek, by rozjaśnić tajemnicę świata, musi wpierw wejść w swoje wnętrze i odkryć kim sam jest. Karol Wojtyła w „Pieśni o Bogu ukrytym” zapisał: „Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem. Nie przefruniesz tamtędy jak ptak. Musisz stanąć i patrzeć coraz głębiej i głębiej, aż nie zdołasz już odchylić duszy od dna. Tam już spojrzeń żadna zieleń nie nasyci, nie powrócą oczy uwięzione. Myślałeś, że cię życie ukryje przed tamtym Życiem w głębiny przechylonym. Z nurtu tego – to wiedz – że nie ma powrotu. Objęty tajemniczym pięknem wieczności! Trwać i trwać. Nie przerywać odlotów cieniom, tylko trwać coraz jaśniej i prościej.”

Egzystencja więc ludzka jest naznaczona tajemnicą. I chociaż pójście w nieznane zawsze napawa pewnym lękiem, to jednak ciekawość, będąca początkiem zrozumienia, potrafi przełamać niechęć i trwogę. W tej wędrówce w głąb siebie człowiek potrzebuje przewodnika. Nie teoretyka, który napuszony mądrością zdawkową będzie pouczał, ale potrzebuje żywego i realnego człowieka, znającego ścieżki ludzkiego wnętrza, który sam przeszedł człowieczy żywot z wszystkimi jego fazami. Wydawać by się mogło, iż w naszym świecie nie sposób kogoś takiego znaleźć, gdyż nawet największy mędrzec zawsze ma jeszcze przed sobą jakiś etap życiowy. Świat jak zawsze stawia na ideologów, dla których idea jest ważniejsza od człowieka, a ukuty na niej system chce zawładnąć człowiekiem. Każdy z nas poszukuje nade wszystko kogoś, kto nie będzie mówił: „Musisz!”, ale kogoś, kto powie: „Jeśli chcesz, pójdź za mną!” Św. Jan Paweł II na Placu Zwycięstwa w Warszawie w 1979 roku dobitnie stwierdził: „Bez Chrystusa nie można zrozumieć człowieka, (.) a właściwie człowiek nie może zrozumieć siebie”. On bowiem nie tylko wie, co w człowieku siedzi, ale On przede wszystkim stał się człowiekiem i przeżył ludzkie życie nie tylko od poczęcia do naturalnej (choć w Jego przypadku to dość dziwne stwierdzenie) śmierci, ale otworzył ludzkiej egzystencji nową niezwykłą perspektywę – życie wieczne w głębokościach Boga. Roman Brandstaetter w „Pieśniach Maryjnych” oddał to prostymi słowami: „Wierzymy, iżeśmy z Miłości powstali i w Miłość się obrócimy”.

Jezus bowiem nie tylko wskazuje to, co czeka nas za horyzontem doczesnego życia, ale przede wszystkim ukazuje to, kim właściwie jesteśmy. Nasze istnienie rodzi się z daru Miłości (Boga i ludzi) i w tej Miłości musi znaleźć swoje spełnienie. Inaczej będziemy bytem jak najbardziej absurdalnym. A to prowadzi do prostego stwierdzenia, zawartego w Konstytucji Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II: „człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. To właśnie Jezus jest Panem ludzkiej egzystencji, bo w sobie zadał śmierć wrogości, stworzonej przez diabła pod rajskim drzewem, oddzielającej człowieka od Boga (Alfy i Omegi) i oddzielającej człowieka od samego siebie, wydając go na pastwę żywiołów pana tego świata. On jest człowieczą prawdą, człowieczą drogą i człowieczym życiem.

A jednak w głębi serca powstaje niepokój. Wydaje się, że tegoż Chrystusa trudno jest dzisiaj odnaleźć, Widzimy twarze ludzi nawet na fotografiach, mamy możliwość zapisywania ich głosu, a nawet współcześnie i filmowego obrazu, który sprawia wrażenie ich obecności. Z Chrystusem tak nie jest. Zdaje się nam, iż nawet najwspanialsze o Nim opowieści są tylko relacją z drugiej ręki. A będąc z natury nieufni, bo sparzyliśmy się na wielu pięknie brzmiących słowach, które potem smakowały jak sztuczny miód, nie do końca ufamy przekazom innych ludzi. Potrzebujemy dotknięcia, doświadczenia spotkania Jezusa z pełnią Jego Człowieczeństwa i zarazem z nieograniczoną perspektywą wieczności w Jego Bóstwie. Podobnie jak mieszkańcy Samarii nie chcemy tylko słuchać o doświadczeniach innych, lecz sami chcemy doświadczyć żywego Boga. I Bóg wychodzi naprzeciw temu naszemu pragnieniu. Pan Jezus ustanowił miejsce i sposób doświadczania Jego pełnej Miłości, a zarazem miejsce doświadczania pełni człowieczeństwa z możliwością uczestniczenia w tym, co możemy nazwać punktem Omega naszej egzystencji, a którym jest wieczność. Tym miejscem jest Eucharystia.

W XIII wieku św. Tomasz z Akwinu tworząc swe największe dzieło, Summę Teologiczną, a w nim zgłębiając sakrament Eucharystii, napisał: „Sakrament ten posiada potrójne znaczenie. Pierwsze ze względu na to, co przeszłe, a mianowicie z racji tego, że upamiętnia (commemorativum)Mękę Pańską, która była prawdziwą ofiarą. I stosownie do tego ten sakrament nazywa się ofiarą. Inne zaś znaczenie posiada ze względu na rzeczywistość teraźniejszą, to znaczy jedność kościelną, w której ludzie łączą się (congrego) przez ten sakrament. I stosownie do tego zwany jest communio lub synaxis. Powiada bowiem Jan Damasceński w IV księdze, że „nazywa się communio, ponieważ wchodzimy przez niego w komunię z Chrystusem; i ponieważ uczestniczymy w Jego ciele i boskości; i ponieważ przez ten sakrament wchodzimy w komunię i jednoczymy ze sobą nawzajem”. Trzecie znaczenie posiada ze względu na to, co przyszłe, z racji tego mianowicie, że jest prefi- guracją (praefigurativum)rozkoszowania się Bogiem, które nastąpi w ojczyźnie. I stosownie do tego zwany jest wiatykiem (viaticum),ponieważ dany jest nam na drogę (via), by dotrzeć do celu. Zgodnie z tym nazywa się też ten sakrament Eucharystią, to znaczy dobrą łaską, ponieważ „łaska Boga” jest „życiem wiecznym”, jak jest napisane w Liście do Rzymian (6,23), albo, ponieważ realnie zawiera Chrystusa, który jest „pełen łaski” . Po grecku nazywa się również ten sakrament metalepsis, to znaczy przyjęcie, gdyż Jan Damasceński mówi, że „przezeń przyjmujemy boskość Syna”.” W Eucharystii więc znajduje się pełnia ludzkiej egzystencji. Zawiera się w niej dar Bożego zbawienia, dokonanego w Misterium Paschalnym Chrystusa, ale także pewność i sposób dotarcia do wieczności. Nade wszystko zaś jest ona miejscem doświadczania tego wszystkiego już teraz, na ziemi, w doczesnej pielgrzymce wiary do wieczności. Z tego względu nazywana jest Najświętszym Sakramentem. Można więc doskonale zrozumieć pragnienia wierzących wszystkich czasów, którzy pozbawieni możliwości wyznawania wiary, najbardziej tęsknili za Eucharystią. Jest ona tajemnicą życia, życia prawdziwego. Wszyscy, którzy oddawali życie za wiarę i tęsknili za Eucharystią, nie oddawali życia za rytuał religijny, a ich tęsknota nie dotyczyła tylko obrzędowości, możliwości doznania wrażeń estetycznych czy samego udziału w społecznym wyznawaniu wiary. Sługa Boże abp Fulton J. Sheen rozważając sakrament kapłaństwa pośrednio wskazał na zawierającą się w Eucharystii całą tajemnicę ludzkiej egzystencji. Pisał : „Gdy [kapłan] przystępuje do ołtarza, dźwiga ze sobą wszystkie nieszczęścia i rany tego świata. Jego stopy, które wstępują na stopnie ołtarza, muszą nosić ślady bezdomnych, uchodźców i wędrowców ziemi. Jego twarz, gdy całuje on ołtarz, powinna zawierać w sobie twarze tych, których oczy wypalone są od żaru pieca, które pociemniały w kopalniach soli, które są mokre od łez żalu i wokół których grzech wyrył bruzdy. Jego szaty powinny być ciężkie od milionów dusz, które nie znają Chrystusa, a jednak kurczowo chwytają się Jego szat, pokładając nadzieję nie wiadomo w czym. Gdy jego palce podnoszą Ciało i Krew Chrystusa, prosi on, aby wszystkie cierpienia świata zostały zjednoczone z Chrystusem i aby żaden ból nie został zmarnowany.” Eucharystia jest Tajemnicą Życia. A drogą wiodącą do jej bram jest wiara.

To stwierdzenie domaga się jednak dania odpowiedzi na pytanie: Czym jest wiara? W popularnych ujęciach, obecnych także i wśród dzisiejszych chrześcijan, dominuje spojrzenie na wiarę jako jedną z wielu opcji światopoglądowych w świecie. Wielu z nas często twierdzi, iż każdy ma swoją wiarę i należy to uszanować. Zapominamy często, że to nie twierdzenia, ale człowiek winien jest szacunku. Fakt istnienia w świecie sądownictwa, skazującego ludzi za czyny, jasno dowodzi, iż nie każde przekonanie jest dobre. I chociaż szanuję człowieka, to jednak mogę poddać w wątpliwość głoszone przez niego poglądy. Jednakże takie ujcie wiary jest sprzeczne z tym, co chrześcijaństwo głosi od początku. Joseph Ratzinger w swoim dziele „Wprowadzenie w chrześcijaństwo” zwraca uwagę na specyfikę rozumienia wiary w życiu tego, kto poszedł za Jezusem: „Wiara chrześcijańska jest czymś więcej niż opowiedzeniem się za duchową podstawą świata. Jej zasadnicze sformułowanie nie brzmi „wierzę w coś”, ale „wierzę w Ciebie”. Jest ona spotkaniem z człowiekiem Jezusem i w tym spotkaniu doświadcza, że sensem świata jest osoba. Jezus przez swe życie z Ojca, w bezpośredniej i najgłębszej jedności modlitewnego, a nawet naocznego obcowania z Nim, jest świadkiem Boga; przez Niego to, co niedotykalne, staje się dotykalne, to, co było dalekie, staje się bliskie. Więcej: jest On nie tylko świadkiem, któremu wierzymy, świadkiem tego, co sam ujrzał w swojej egzystencji, będącej naprawdę zwrotem od fałszywego zacieśnienia się do tego, co powierzchowne, ku głębi całkowitej prawdy; jest On także obecnością wiecznego na tym świecie. W Jego życiu, w Jego bezwzględnym oddaniu swego istnienia ludziom mieści się sens świata: On nam oddaje się jako miłość, która także i mnie kocha i przez ten niepojęty dar trwałej miłości, której nie grozi żadna przemijalność, żadne zakłócenie egoizmem, czyni życie wartym życia. (…) Wiara chrześcijańska żyje tym, że nie daje sensu obiektywnego, lecz że ów Sens zna mnie i kocha, i że mogę mu się powierzyć z gestem dziecka, które wie iż w matczynym „ty” zawiera się odpowiedź na wszystkie jego pytania. Wiara, zaufanie i miłość są ostatecznie czymś jednym i wszelkie treści, wokoło których wiara się obraca, są tylko skonkretyzowaniem owego zwrotu, jaki wszystko obejmuje, owego „wierzę w Ciebie”, owego odkrycia Boga w obliczu człowieka – Jezusa z Nazaretu.” Wiara w tym sensie stanie się nie tyle opowiedzeniem się za jakimiś twierdzeniami czy też przystaniem do pewnej grupy społecznej, czy wreszcie opcją kulturowo-polityczną. Wiara stanie się sposobem życia, opartym na poznanej prawdzie i realizowanym w pełni wolności, tj. w miłości. Tylko czy to jest dla człowieka możliwe? Odpowiedź brzmi: TAK!

W tym miejscu naszego rozważania należy wprowadzić Maryję. Jak uczy Sobór Watykański II jest Ona dla każdego człowieka wzorem i znakiem niezawodnej nadziei. nadziei na zrealizowane człowieczeństwo. Joseph Ratzinger ukazując Maryję jako wzór pełnego i prawdziwego człowieczeństwa w kontekście wiary rozumianej nie jako zbiór dogmatów, ale jako przeżywanie w pełni życia, pisał : „Cząstką Chrystusa staje się Maryja, święta ziemia Kościoła, jak ją pięknie nazywają Ojcowie. Tajemnica Maryi polega na tym właśnie, że Słowo Boga nie pozostało samo, lecz przyjęło do swego wnętrza coś innego – ziemię. W „ziemi” Matki stało się człowiekiem i mogło wrócić do Boga nowe, zespolone już z ziemią całej ludzkości. (…) Mamy stać się tęsknotą za Bogiem. Ojcowie Kościoła mówią, że modlitwa to właściwie nic innego, jak przeobrażenie się w tęsknotę za Bogiem. W Maryi prośba ta została wysłuchana: jest Ona jakby czarą pełną tęsknoty, w której życie staje się modlitwą, a modlitwa życiem. (…) Zrezygnowała niejako z siebie po to, by pozostać do Jego (Jezusa) wyłącznej dyspozycji i przez to właśnie stała się osobą. (.) Wiara Maryi otwiera Nowe. Podobnie jak u Abrahama, taj i u Niej wiara jest zaufaniem Bogu i posłuszeństwem wobec Niego okazywanym również na ciemnej drodze. Jest zapomnieniem o sobie, powierzeniem się i oddaniem prawdzie i Bogu. W ten sposób wiara jest w półcieniu niezbadanych dróg Bożych upodobnieniem się do Niego”. Odnajdując całość i pełnię swojej egzystencji w Bogu, staje się Ona pierwszym człowiekiem Eucharystii – życia w nowym świecie.

(Oglądana: 149, w tym oglądana dzisiaj: 1)