KONFERENCJA – 9 sierpnia

Chociaż Kościół uczy, że Msza Święta jest źródłem i szczytem życia duchowego każdego chrześcijanina, to jednak większość z nas ma duży problem, aby wcielać tę prawdę w życie. Dobrze wiemy, że nic tak nie karmi duchowo człowieka, jak Eucharystia – nic nie jest w stanie zastąpić udziału w Mszy Świętej, podczas której przez komunię łączymy się z Jezusem obecnym pośród nas pod postacią chleba i wina. W ostatnich miesiącach przeżywaliśmy w Polsce oraz na świecie trudny okres zagrożenia pandemią COVID-19 i związany z tym stan społecznej kwarantanny. W tym czasie fizyczny udział w Mszy Świętej był dla wielu z nas bardzo utrudniony, a nawet niemożliwy. Wiele osób stwierdzało wtedy, że Msza transmitowana przez telewizję czy Internet oraz duchowe przyjmowanie komunii nie są tym samym, co realny udział w Eucharystii. Jest to jak najbardziej prawda. Czas pandemii nie musiał być jednak dla nas czasem zmarnowanym. Myślę, że była to dla nas wszystkich dobra okazja do tego, aby odkryć w sobie duchowy głód – głód eucharystycznego chleba, którym jest sam Jezus Chrystus. Musimy jednak skonfrontować ten głód z trudną prawdą o tym, że tak często nie umiemy docenić i właściwie przeżywać Mszy Świętej. Choć tęskniliśmy w ostatnich miesiącach za otwartymi kościołami oraz za częstą komunią świętą, to przecież Eucharystia nie zawsze jest centrum naszego życia – nawet jeśli wiemy, że powinna nim być. Z jednej strony pragniemy Mszy Świętej, z drugiej zaś strony nie zawsze dobrze ją przeżywamy. Skąd bierze się ten paradoks? Dlaczego mamy podczas liturgii tyle rozproszeń? Dlaczego potrafimy być nią znudzeni? Dlaczego czasami nie chce się nam „iść do kościoła”? Powodów jest zapewne wiele, lecz jednym z najważniejszych jest to, że nie zawsze w pełni rozumiemy, co się dokonuje w danym momencie Mszy Świętej. Jeżeli nie wiem, w czym uczestniczę i nie rozumiem, co się dzieje pod osłoną liturgicznych znaków, to nie powinienem się dziwić, że nie umiem dobrze przeżyć liturgii. Podczas dzisiejszej katechezy postaramy się zmierzyć z tym problemem. Przyjrzymy się w szczególny sposób temu, co się dokonuje podczas najważniejszej części Mszy Świętej, którą jest modlitwa eucharystyczna. Zastanowimy się również nad tym, jak duchowo przeżywać poszczególne etapy modlitwy eucharystycznej.

Jak wspomniano, modlitwa eucharystyczna jest najważniejszą częścią całej liturgii Mszy Świętej. To właśnie podczas niej dokonuje się przeistoczenie, czyli sakramentalna przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Pana Jezusa. To także podczas modlitwy eucharystycznej dzięki mocy Ducha Świętego uobecniają się Wydarzenia Paschalne, czyli Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie naszego Zbawiciela. Wreszcie, to podczas modlitwy eucharystycznej włączamy się w uwielbienie Boga Ojca, którego w Duchu Świętym dokonuje sam Syn Boży – jest to zaś istota każdej Eucharystii, a nawet całej naszej wiary. Niezwykle ważne jest więc, aby świadomie przeżywać każdy z elementów tej części liturgii. W modlitwie eucharystycznej nic bowiem nie dokonuje się przypadkiem, nie ma w niej również ani jednego niepotrzebnego słowa. Jest to zatem ten szczególny czas podczas Mszy Świętej, kiedy powinniśmy być najbardziej skupieni oraz zaangażowani duchowo, emocjonalnie i intelektualnie. Jest to moment naszego intymnego wejścia w tajemnicę samego Boga, który działał w historii zbawienia oraz aktualnie działa w naszym życiu, przychodząc do nas w sakramentalnych znakach. W starożytnej tradycji wschodu modlitwa eucharystyczna była nazywana anaforą lub boską liturgią. Natomiast Kościół łaciński dawniej określał ją mianem kanonu. Nawet do dzisiaj pierwszą modlitwę eucharystyczną, która znajduje się w Mszale Rzymskim, nazywamy „kanonem rzymskim”. Przez kilkaset lat – od Soboru Trydenckiego aż do XX wieku – była to jedyna modlitwa eucharystyczna używana w Kościele zachodnim. Dziś jednak znaj- dziemy w Mszale o wiele więcej modlitw eucharystycznych – jest to owoc odnowy liturgicznej, która dokonała się po Soborze Watykańskim II. Każda ze współczesnych wersji modlitwy eucharystycznej posiada swoją głębię teologiczną i bogatą historię. Chociażby druga modlitwa eucharystyczna sięga swoimi korzeniami III wieku i została opracowana na podstawie tekstu, który zapisał św. Hipolit Rzymski. Podsumowując – w polskim wydaniu Mszału Rzymskiego odnajdziemy pięć podstawowych modlitw eucharystycznych, z czego piąta posiada aż cztery wersje. Dodatkowo zamieszczone są tam dwie modlitwy eucharystyczne o tajemnicy pojednania oraz trzy modlitwy eucharystyczne z udziałem dzieci. Ta różnorodność jest wielkim bogactwem Kościoła, z którego szafarze Eucharystii powinni jak najczęściej korzystać. Równocześnie każda z modlitw eucharystycznych posiada taką samą strukturę oraz jeden sens teologiczny. Dzięki mocy Ducha Świętego, który działa w sakramentach, modlitwy te sakramentalnie wprowadzają nas w tajemnicę samego Boga – w misterium Trójcy Świętej.

Każda modlitwa eucharystyczna rozpoczyna się od prefacji poprzedzonej dialogiem celebransa z wiernymi. Jest to ten moment, kiedy po przygotowaniu darów kapłan zwraca się do wiernych z pozdrowieniem: „Pan z wami”. Myślę, że nie zawsze zwracamy uwagę na to, jakie słowa padają po zakończeniu tego dialogu. Celebrans stwierdza, że jest to „godne” i „sprawiedliwe”, aby składać Panu Bogu dziękczynienie. Istotą prefacji jest więc modlitwa dziękczynna, którą zanosimy ku Bogu Ojcu. W zależności od tego, czy podczas Mszy Świętej przeżywane jest jakieś święto lub liturgiczne wspomnienie, kapłan w imieniu wiernych dziękuje Bogu za życie konkretnych świętych, za świadectwo wiary męczenników lub za tajemnice naszego zbawienia jak chociażby Zmartwychwstanie Pana Jezusa czy Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Mszał zawiera również tak zwane „prefacje zwykłe”, w których Kościół dziękuje Bogu za wszelkie otrzymane łaski. Bardzo ważne jest, abyśmy włączyli się w to dziękczynienie. Wydaje się, że podczas prefacji większość z nas zwyczajnie się nudzi i w ogóle nie słucha tego, co mówi lub śpiewa ksiądz. Jest to zaś idealny moment, aby podziękować Panu Bogu za wszystko to, czego dokonuje On w naszym życiu. Bóg oczywiście nie potrzebuje naszego dziękczynienia – jednak to my potrzebujemy, aby dziękować Bogu. Pomyśl o tym, ile jest w Tobie smutku i niezadowolenia. Może często narzekasz na swoje życie i z zazdrością spoglądasz na innych ludzi – na ich osiągnięcia i sukcesy. Twoje życie jest jednak wielkim darem, a wszystko co masz, otrzymałeś od Boga. Duchowy smutek jest wielkim zagrożeniem – jest to pułapka, która sprawia, że przestajemy dostrzegać to, co dobre w naszym życiu. Modlitwa dziękczynienia ma moc uwalniać od takiego smutku. Ponadto rozszerza ona serce człowieka i sprawia, że stajemy się otwarci na kolejne Boże łaski. Bardzo ważne jest więc, aby na początku modlitwy eucharystycznej dobrze przeżyć prefację. Jeżeli świadomie i z zaangażowaniem włączę się w to dziękczynienie, to moje serce stanie się gotowe na głębsze wkroczenie w tajemnicę Eucharystii.

Kolejnym elementem modlitwy eucharystycznej jest aklamacja „Święty, Święty, Święty”. Śpiew ten nawiązuje do tekstu pochodzącego z Księgi Proroka Izajasza (Iz 6,3). W szóstym rozdziale tej księgi czytamy o tym, jak Izajasz wpada w uniesienie prorockie i doznaje niezwykłego widzenia duchowego – ogląda chwałę samego Pana Zastępów, który zasiada na tronie. W wizji Izajasza Bóg jest otoczony przez chóry anielskie, które wyśpiewują słowa: „Święty, Święty, Święty”. Gdy podczas liturgii włączamy się w ten śpiew, warto uświadomić sobie, że stajemy się uczestnikami wielkich tajemnic nieba. Razem z aniołami i świętymi oddajemy Bogu chwałę i wysławiamy Jego święte Imię. Podczas Eucharystii włączamy się więc w liturgię całego nieba. Nie możemy także zapominać, co oznacza to, co śpiewamy. Słowo „Święty” brzmi po hebrajsku „Kedosz’. Gdybyśmy chcieli dosłownie przetłumaczyć ten termin na nasz język ojczysty, to musielibyśmy oddać je jako „Inny”. To dosyć niezwykłe, ale w Biblii świętość wskazuje na „inność” Boga, czyli na Jego nieskończoną chwałę, która przewyższa wszelkie ludzkie rozumienie. Bóg jest inny niż my, Jego drogi nie są naszymi drogami, ani myśli naszymi myślami. Jeżeli Bóg także nas powołał do świętości, to jest to Jego łaska. Żaden człowiek nie jest w stanie stać się świętym sam z siebie. Dlatego też gromadzimy się na Eucharystii – przychodzimy, aby mocą Bożej łaski stawać się świętymi. Jeżeli czujesz się mały, słaby i niegodny tej wielkiej tajemnicy to pamiętaj, że Bóg przygarnia Cię właśnie takiego, jakim jesteś. Pan pragnie dzielić się z Tobą swoją własną Boską świętością.

Po aklamacji Sanctus następuje modlitwa błagalna o zesłanie Ducha Świętego, którego moc przemieni chleb i wino w Ciało i Krew Pana Jezusa. Modlitwa ta nosi miano epiklezy. Jest to ten moment Mszy, kiedy kapłan wyciąga ręce nad darami i prosi Boga, aby je uświęcił mocą swego Ducha. Najczęściej wtedy ministrant dzwoni dzwonkami, a wierni padają na kolana, oczekując się w skupieniu na moment przeistoczenia. Modlitwa do Ducha Świętego jest tu konieczna, ponieważ bez Jego mocy w ogóle nie byłoby Eucharystii. Gdyby nie Duch Święty, to słowa konsekracji byłyby tylko pobożnym życzeniem kapłana. Przecież nawet najpobożniejszy ksiądz nie ma mocy, aby samemu przemienić wino i chleb w Krew i Ciało – może tego dokonać tylko Duch Święty, którego przyzywamy. Jest to odpowiednia chwila, aby uświadomić sobie, jak nie wiele możemy sami z siebie uczynić. Na każdą Mszę Świętą przychodzisz zapewne z różnymi intencjami, sprawami i problemami. Niektóre rzeczy mogą tak mocno w Tobie „siedzieć”, że aż nie potrafisz się skupić – nawet podczas modlitwy eucharystycznej. Może wydaje Ci się, że twoje problemy przerastają Cię i nie widzisz wyjścia z wielu ślepych zaułków własnego życia. Oddaj to wszystko Duchowi Świętemu właśnie wtedy, gdy kapłan modli się, aby zstąpił On na wino i chleb. Proś wtedy Bożego Ducha, aby przemieniał twoje życie, podobnie jak przemienia dary ofiarne. Duch Święty ma moc, aby nawet największą ciemność przemienić w światło. Przecież to dzięki mocy Ducha Świętego mrok grobu Jezusa przemienił się w blask Zmartwychwstania. Dlaczego więc wątpisz w to, że Duch Święty może zmienić także twoje życie?

W naszych rozważaniach doszliśmy w końcu do kluczowego momentu modlitwy eucharystycznej, którym jest opowiadanie o ustanowieniu Eucharystii i konsekracja. Myślę, że każdy z nas dobrze wie, jak przebiega ta część liturgii – nawet najbardziej natrętne i rozbiegane myśli ulatują, gdy kapłan opowiada o tym, jak Chrystus wziął chleb oraz kielich z winem. Gdy padają zaś słowa konsekracji „Bierzcie i jedzcie…” oraz „Bierzcie i pijcie…”, a celebrans ukazuje nam święte postaci Ciała i Krwi Chrystusa, oczami naszej wiary oglądamy największy cud, którego pojąć nie mogą nawet aniołowie. Jezus Chrystus w sposób sakramentalny, realny i trwały staje się obecny pośród nas w swoim Ciele i Krwi pod postacią chleba i wina. Kościół wierzy, że podczas Eucharystii dokonuje się przeistoczenie, czyli transsubstancjacja. Słowo transsubstancjacja może wydawać się nam obce i trudne do zrozumienia, warto jednak zatrzymać się nad nim przez dłuższą chwilę.

Dogmatem naszej wiary jest prawda o realnej i trwałej obecności Chrystusa w konsekrowanych postaciach eucharystycznych. Podczas przeistoczenia nie zmieniają się zewnętrzne właściwości chleba i wina. Nie można zaobserwować więc zmiany smaku, koloru, zapachu czy jakiejkolwiek zewnętrznej struktury. Nie zmienia się także skład chemiczny oraz biologiczne właściwości chleba i wina. Teologia stwierdza w tym miejscu, że nie zmieniają się „przypadłości”. Owe „przypadłości” to nic innego jak fizyczne właściwości związane z materialną strukturą chleba i wina. Ktoś mógłby więc stwierdzić, że z punktu widzenia współczesnej nauki podczas konsekracji nie dzieje się zupełnie nic. Oczywiście żaden mikroskop nie jest w stanie dostrzec cudu przeistoczenia – jednak nie dlatego, że cud ten nie zachodzi, lecz dlatego, że żaden mikroskop ani żadna nauka nie potrafią spojrzeć wystarczająco „głęboko”. Podczas transsubstancjacji zmienia się bowiem sama „substancja” (łac. substantia,gr. ousia), czyli istota bytu. Z filozoficznego punktu widzenia „substancja” jest tym, co sprawia, że dany byt zachowuje swoją tożsamość – to „substancja” chleba sprawia, że jest on ciągle chlebem. Podczas transsubstancjacji istota chleba oraz wina zostaje zastąpiona przez realną obecność Pana Jezusa, który przychodzi w całej swojej Osobie, jako Bóg i Człowiek. Cud ten wymyka się poznaniu naukowemu, ale potrafi dostrzec go wiara. Podsumowując – uznajemy, że Jezus Chrystus jest naprawdę obecny w Najświętszym Sakramencie. Nie jest to jedynie nasze pobożne życzenie ani jakiś symboliczny obraz. Jest to cud dokonywany przez Ducha Świętego – cud, którego nie widzą zmysły, lecz rozpoznaje go wiara.

Pan Jezus jest realnie obecny w Najświętszym Sakramencie – oddaje- my Mu więc największą część i pragniemy głosić tę prawdę całemu światu. Pamiętajmy jednak, że nie wystarczą najpobożniejsze akty adoracji oraz najpiękniejsze gesty czci i uwielbienia. Chrystus pragnie być przez nas przyjmowany, by zamieszkać w naszych sercach i jednoczyć nas w Świętym Kościele. Godne przyjmowanie Eucharystii nie ogranicza się więc jedynie do zewnętrznej postawy, choć jest ona bardzo ważna. Kościół katolicki, opierając się na starożytnej tradycji, dopuszcza kilka form przyjmowania Komunii Świętej. Od zewnętrznych form jeszcze ważniejsza jest natomiast postawa serca oraz życie, które idzie za wiarą. Pamiętajmy, że wiara bez uczynków jest martwa. Największą cześć Jezusowi Eucharystycznemu oddajemy więc wtedy, gdy potrafimy Go naśladować. Przyjmujemy Ciało i Krew naszego Pana, aby nasze własne ciała, krew, dusze i całe życie uczynić ofiarą miłości dla sióstr i braci.

Konsekracja jest kluczowym momentem modlitwy eucharystycznej, ale jeszcze nie jest momentem szczytowym – ten pozostaje ciągle przed nami. Jednak zanim do niego dojdziemy, chcemy skupić się na bardzo ważnej modlitwie zwanej anamnezą. To kolejne trudne słowo, które warto zapamiętać. Grecki termin anamnesisoznacza wspominanie z uobecnieniem. Anamneza jest więc tą częścią Eucharystii, podczas której celebrans wspomina zbawczą Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Nie jest to jednak zwyczajne wspominanie. To niesamowite, ale w tej właśnie chwili Pascha naszego Pana w sposób sakramentalny staje się realnie obecna pośród nas. Nie jest to po prostu przypominanie sobie dawnych dziejów, jak ma to miejsce w szkole na zajęciach z historii. Duch Święty sprawia, że wydarzenia, które dokonały się na Golgocie dwa tysiące lat temu, uobecniają się na eucharystycznym ołtarzu. Są one ukryte pod sakramentalnymi i liturgicznymi znakami, jednak nie zmienia to faktu, że realnie i skutecznie w nich uczestniczymy. Jezus jest obecny pośród nas w swojej ofierze miłości oraz w chwale swojego zmartwychwstania. Przychodzi, aby działać i nieustannie ofiarowuje się za nas Ojcu. Kościół włącza się w tę ofiarę Jezusa, składając przed Bogiem najświętsze Ciało i Krew naszego Pana. Wszyscy, którzy uczestniczymy w Mszy Świętej, jesteśmy wezwani, aby w tej właśnie chwili ofiarować swoje życie Bogu. Chcemy oddawać Panu zwłaszcza to, co trudne i bolesne – nasze osobiste krzyże. W ten sposób łączymy się z jedyną ofiarą Jezusa Chrystusa. Jeżeli przeżywasz jakieś trudności i cierpienia, na przykład chorobę, ofiaruj to Bogu. Jezus, który umarł za Ciebie na Krzyżu, sprawi, że także twój krzyż nabierze sensu. Możesz włączyć swoje cierpienie w zbawczą Mękę naszego Pana i razem z Nim uczynić swój krzyż ofiarą miłości.

Po anamnezie oraz ofiarowaniu następują modlitwy wstawiennicze. Kapłani celebrujący liturgię modlą się za Kościół: za żyjących i za zmarłych. Warto zwrócić uwagę na to, że wymienione zostaje wtedy imię papieża oraz biskupa diecezjalnego. Jest to wyraz jedności Kościoła, który na całym świe- cie sprawuje jedną ofiarę Jezusa Chrystusa. Jedność ta byłaby tylko fikcją, gdyby nie było widzialnej głowy, którą jest papież. Nie można również mówić o trwaniu w jedności z papieżem, jeżeli zapomni się o posłuszeństwie i czci względem biskupa diecezjalnego. Podczas modlitwy wstawienniczej prosimy więc Boga szczególnie za cały Kościół hierarchiczny. Warto, abym dziękował wtedy Panu Bogu za hierarchię – za papieża, biskupów, prezbiterów i diakonów. Myślę, że w dzisiejszych czasach jest to dla nas dosyć trudne. Słowa takie jak „hierarchia” czy „posłuszeństwo” dla wielu wydają się reliktem przeszłości. Musimy jednak pamiętać, że jedność Kościoła nie jest utopią – nie powinniśmy o niej myśleć w sposób magiczny ani marzycielski. Duch Święty jest sprawcą jedności Kościoła, a urzeczywistnia się ona dzięki konkretnym strukturom. Struktury te buduje zaś każdy z nas. Jeżeli Chrystus wzywa nas do jedności, to powinienem odnieść to wezwanie najpierw do samego siebie. Czy buduję jedność Kościoła przez moje posłuszeństwo papieżowi oraz mojemu biskupowi? Czy potrafię uwierzyć, że ten konkretnie istniejący Kościół, chociaż zmaga się z grzechami swoich członków, to jest prawdziwym narzędziem w rękach Boga? Czy wierzę w Kościół Święty?

Ostatnim, najważniejszym i szczytowym momentem modlitwy eucharystycznej jest doksologia. Jest to zarazem samo centrum Mszy Świętej – do doksologii zmierza cała liturgia po to, aby potem zaczerpnąć z niej niczym ze źródła. Celebrans podczas doksologii unosi ku niebu konsekrowane postaci chleba i wina oraz wypowiada słowa: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie Tobie Boże Ojcze Wszechmogący w Jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków”. Wierni zaś odpowiadają „Amen”, przez co włączają się w modlitwę przewodniczącego liturgii. Tak naprawdę jest to modlitwa całego Kościoła i samego Jezusa Chrystusa. To Jezus Chrystus, jako prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, oddał doskonałą chwałę Ojcu. Syn Boży, który stał się człowiekiem, w mocy Ducha Świętego, przez swoją Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie, uwielbił Ojca oraz sam został przez Ojca uwielbiony. To, co dokonało się w Jezusie Chrystusie, uobecnia się podczas liturgii. Tajemnica ta jest również sensem całego naszego życia. Teologia uczy, że Bóg stworzył nas dla swojej chwały. Oznacza to, że sensem naszego istnienia jest oglądanie i uwielbiania Boga. Człowiek nigdy nie będzie tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy całym życiem odda chwałę Bogu. Po to właśnie istniejemy i do tego zostaliśmy stworzeni. Jest to niezwykła tajemnica – nie oddajemy bowiem chwały Bogu sami, lecz mocą Ducha zostajemy włączeni w uwielbienie Chrystusa. Ostatecznie więc zostajemy zaproszeni do udziału w tajemnicy wewnętrznego życia samej Trójcy Świętej. Liturgiczna doksologia jest chwilą, gdy dotykamy naszego zbawienia – jest to moment najbardziej intymnej i bliskiej relacji z Bogiem, jaką można sobie wyobrazić. Doksologia, a także cała liturgia Eucharystii, uczy nas, jaki jest sens ludzkiego życia. Nie żyjemy dla samych siebie, lecz po to, aby kochać i być kochanymi – tym jest bowiem chwała Boga.

Mam nadzieję, że katecheza, której wysłuchałeś, pomoże Ci w przeżywaniu Eucharystii. Jeśli wydawała się ona momentami zbyt trudna, to chciałbym Cię przeprosić – trudno jest jednak w prosty sposób mówić o tak wielkich sprawach. Często uczestniczy w Mszy Świętej niczym niemi widzowie lub zewnętrzni krytycy, którzy skupiają się na tym, czy organista nie fałszuje i czy ksiądz mówi dobre kazanie. Eucharystia jest zaś zaproszeniem dla każdego z nas, abyśmy wkraczali w tajemnicę samego Boga i odkrywali sens własnego istnienia. Nie będzie to jednak możliwe, jeżeli nie będziemy rozumieli tego, co dokonuje się podczas konkretnych obrzędów liturgicznych. Im bardziej świadomie i rozumnie będziemy przeżywać liturgię, tym więcej jej owoców zaobserwujemy we własnym życiu. Naprawdę warto o to zawalczyć!

(Oglądana: 505, w tym oglądana dzisiaj: 1)
ks. Kamil Duszek